Marcin Z. z Warszawy został Mr. Bear Poland 2015. Startował również w 2013 roku – wówczas bez sukcesu. Jakie wrażenia po wygranej mu towarzyszyły? Co myśli o naszym środowisku oraz jakie ma plany jako reprezentant polskich misiów? Pierwsza z trzech części rozmów z Mr. Bear Poland 2015.
Spodziewałeś się, że wygrasz?
Marcin Z.: Trochę tak. Dlatego, że było mi łatwiej, nie było tej tremy co wcześniej, a przede wszystkim rok temu praktycznie nikt mnie nie znał, bo pojawiłem się jako chłopiec znikąd.
Jak wyglądały Twoje pierwsze dni po wygranej w wyborach Mr. Bear Poland 2015?
Z jednej strony cieszyłem się, bo to było miłe, ale z drugiej, przez 2-3 dni nie mogłem naładować telefonu. Non stop dostawałem różne wiadomości, gratulacje. Nawet jak jechałem autobusem do pracy, to w ciągu półtorej godziny, bateria mi się rozładowywała. Niemal cały czas albo odpisywałem komuś albo rozmawiałem.
Dużo dostałeś propozycji spotkań, randek?
Nawet od osób, których nigdy na oczy nie widziałem. Ale były to miłe rzeczy. Ktoś tam napisał, że trzymał za mnie kciuki, głosował, że jak będę w Krakowie czy we Wrocławiu, to chętnie wypije ze mną kawę.
Twój pierwszy start był związany z prowokacją pod Twoim zdjęciem na grupie facebookowej BoP. Łatwo Cię podpuszczono.
W zeszłym roku, zaraz po dołączeniu do grupy, wrzuciłem swoją fotkę. Ktoś tam napisał, żebym startował, a było to chwilę przed wyborami. Śmiałem się, że jak będzie siedem lajków, to może się zdecyduję. Niestety… tych lajków było ponad 80. W tej sytuacji głupio było się wycofać
Pytanie od czytelnika, Posterunku Poznańskiego*: co skłoniło Cię, żeby wystartować po raz drugi?
Nie będę mówił, że zrobiłem komuś na złość.
A zrobiłeś?
Byli tacy, co stwierdzili, że po prostu nie powinienem wystartować, bo to śmieszne. Ktoś stwierdził, że nie wolno drugi raz startować.
Nie jest to zabronione.
Wtedy skomentowałem, że będę startował.
Długo trzeba było Cię namawiać do powtórnego startu?
Wystartowałem tylko i wyłącznie dlatego, że część bliskich mi ludzi namawiała mnie na to.
Czy te dwie edycje wyborów, z 2013 i 2014 roku bardzo różniły się od siebie?
W tym roku były bardziej zorganizowane i kandydaci solidniej się przygotowali. Nie znaczy to, że było łatwiej, ale tegoroczne stroje tematyczne były ciekawsze. Chociażby pojawienie się białego króliczka.
Ukazał się kalendarz z Mr. Bearami, organizujesz Luksusowego Sylwestra jak za PRL, pojawiasz się na lokalnych misiospędach, wzorem Mr. Bearów z innych krajów uruchomiłeś fanpage na facebooku. To tylko niektóre Twoje pomysły, które już realizujesz po wygranych wyborach. Jakie stawiasz sobie cele jako Mr. Bear Poland 2015?
Jeżeli cokolwiek wymyślam, to jako Mr. Bear Poland 2015, a nie Marcin Z., bo osobista sława jest mi niepotrzebna. Powinno to wyglądać inaczej niż dotychczas. Chciałbym, żeby więcej osób o nas usłyszało, że istniejemy, działamy jako Bears of Poland. Na razie tylko nieliczni wiedzą o stowarzyszeniu. Najczęściej są to osoby, które albo mają styczność z nami albo z osobami już będącymi w naszej grupie. Dlatego uważam, że czas to zmienić i wyjść na zewnątrz. Pokazać szerzej, że działa takie misiowe stowarzyszenie. Na fanpage na Facebooku będę pokazywał, co robimy, jak działamy szerzej, także poza grupą, by nikt nie zarzucił, że bawimy się dobrze w swoim towarzystwie i nic poza tym nie ma. Następca będzie miał podniesioną poprzeczkę.
Chcesz zmienić wizerunek „polskiego” geja, obecny zwłaszcza po każdej paradzie?
Nasze stowarzyszenie było widoczne na Paradzie Równości 2014. Swoją obecnością zmieniamy i tę paradę. Trzeba ludziom uświadomić, że pośród normalnych gejów, są również miśki, normalnie pracujące i normalnie żyjące. Że mają też swoje prawa i obowiązki.
Jaka jest definicja bearsa?
Ktoś napisał na jakimś portalu, że na całym świecie bears jest inaczej określany niż u nas, czyli facet z zarośniętą klatą o kształtach misia. Tak naprawdę nie mam pojęcia. Spośród nas, podczas wyborów byli wybierani różni faceci, bardzo grubi, nie grubi i po diecie. Patrząc tylko na wybranych misterów na przestrzeni tych siedmiu lat – nie ma jednoznacznej definicji.
Na Słowenii czy w Sitges, Mr. Bearami zostali silver daddy.
Spotkałem się z opiniami, że w tym roku i Polska dołączyła do grona krajów silver daddy z misterami. To zabawne określenie, ale nie mam alergii z racji wieku. Mam tyle lat, ile mam i nie ukrywam tego. A czuję się na mniej.
Nastała moda na dojrzałych panów?
W końcu (śmiech).
Jak oceniasz facebokoową grupę BoP z perspektywy czasu?
Jesteśmy w swojej, dużej grupie, znamy się i lubimy. Razem fajnie się spędza czas. Naturalnie wychodzą czasem kwasy i śmieszne sytuacje. Jednak nie jestem człowiekiem, który zwraca uwagę na komentarze. Mam swoją filozofię, że dopóki ktoś nie wtrąca się do mojego życia, nie wchodzi z buciorami, to może gadać, pisać o mnie, co chce. Nie przeszkadza mi to. Wiadomo, że jak ktoś przesadzi, to nawet najspokojniejszy człowiek w końcu straci cierpliwość.
Nasze środowisko na grupie BoP jest co chwila wstrząsane dramatami, ten tego nie lubi, ten tamtego, ten sie fochuje, tamten robi ciotodramy.
Ale wszędzie tak jest, a ciotodramy i fochy uwielbiam. To jest taka pożywka, jak na pudelku. Przychodzę wieczorem do domu, bo wtedy mam najwięcej czasu, odpalam fejsa, wchodzę na grupę i zaczynam czytać komentarze,. Jak ludzie potrafią z byle czego zrobić problem, z czegoś tam aferę, mnie to się w głowie nie mieści. Nakręcają się, a ja uwielbiam to czytać, nawet jeszcze czasem komentuję.
Znamy się i dobrze bawimy w swoim towarzystwie, ale jednocześnie jesteśmy hermetyczną grupą i nie trudno o stwierdzenie – każdy z każdym. Dość wolno przybywa nowych osób.
Myślę, że jednak tak nie jest. Plotki, że każdy z każdym od dawna krążą między ludźmi, zwłaszcza tymi, co byli kiedyś w grupie, odeszli i mają swój pogląd na ten temat. Ale to tak nie funkcjonuje. Jeździmy na różne zloty i tak komentują osoby, które tam nie były. Trzeba raz przynajmniej pojechać i zobaczyć jak wyglądał zlot np. w Wiśniowej Górze, Gdańsku czy ostatnio w Poznaniu.
My się po prostu dobrze czujemy ze sobą. Nie musimy się ukrywać, że jesteśmy gejami, misiami. Nie musimy gwiazdorzyć, bo czujemy się dobrze. Nie chwalimy się jakimiś markami, że ten ma koszulę taką czy taką, czy od takiego stylisty. Powiedziałbym, że jesteśmy normalni.
Łukasz, Twój poprzednik, wystartował, by się sprawdzić. A Tobie, tak naprawdę, po co to było? Mówisz, że znajomi Cię namówili, ale jaki jest ten wewnętrzny powód.
To był jedyny powód. Znajomi chcieli bym wystartował, to zrobiłem to. Lubię się bawić, lubię to towarzystwo i lubię swoich znajomych, tych pozytywnych wariatów i dobrze się czuję w tym środowisku. Gdybym nie wygrał nie rozpaczałbym. Do momentu ogłoszenia wyników – dla mnie to była tylko dobra zabawa.
Łukasz radzi, by uważać co się komu mówi, o innych czy o rzeczach. By się nie zachłysnąć tym, a tylko pozostać sobą.
Ja jestem sobą, już tyle lat.
Czy to jest tytuł, który w Tobie coś potwierdził?
Może dał trochę pewności siebie? Zawsze starałem się być z boku. Nieraz na tych zlotach wygłupiałem się i bawiłem, część ludzi mnie widziała i poznała od takiej strony, ale nie zawsze miałem odwagę takim być.
Nie obawiasz się, że zmieni to Ciebie, pojawi się tzw. woda sodowa?
Proszę Cię, ja i woda sodowa? Od jakiegoś czasu staram się być takim pozytywnym wariatem, zawsze uśmiechniętym i nawet jeżeli mnie coś boli, to nie dać tego poznać po sobie. W trudnych momentach mówić sobie: uśmiech nr 5 i do przodu. Dlatego myślę, że nie zmieni mnie to.
Gdyby to Maciek P., Vice Mr. Bear Poland 2015 wygrał, cieszyłbyś się?
Czemu nie. Nie jestem człowiekiem, który czegoś zazdrości. Nie mam w sobie czegoś takiego, ja się po prostu cieszę z danej rzeczy. Potrafię się cieszyć z tego, co mam i cieszyłbym się również, gdybym zajął drugie miejsce.
Część druga rozmowy ukaże się 1 stycznia – Mr. Bear bardzo prywatnie
Część trzecia rozmowy ukaże się 6 stycznia – Mr. Bear kulinarnie
*We wszystkich częściach rozmowy pojawiają się pytania czytelników, którzy na facebooku zadawali je w trakcie wywiadu.