Ostatnia część wywiadu ze zdobywcą tytułu vice Mr. Bear Poland 2015. Tym razem dowiecie się dlaczego Maciek wystartował w wyborach? Co uważa o samym konkursie? Co myśli o polskiej misiowej społeczności? I w czym sypia?
Atmosfera w lokaliku „Pół na Pół” niezmienna. Swobodna rozmowa dwóch mężczyzn w skrytym kącie trwa. Para przy barze zniknęła, nie wiadomo kiedy. Żaden z nas nie zwrócił uwagi, kiedy wyszli. Na stole lądują kolejne piwa. Na odwagę, tylko czy na pewno są potrzebne? Maciek upija mały łyk. Niemal nie widać, żeby piwo ubyło z butelki.
Tym oto sposobem przechodzimy do społeczności bears w Polsce. Zgłosiłeś swoją kandydaturę do wyborów Mr. Bear Poland 2015. Co Ciebie do tego skłoniło?
Utrata świadomości (śmiech), a raczej impuls. Z perspektywy czasu uważam, że nie była to do końca przemyślana decyzja. Mogłem to zrobić o wiele lepiej i jeszcze bardziej się przygotować. Ale wtedy stwierdziłem, co mi szkodzi? Wydaje mi się, że o to w tym wszystkim chodzi, żeby podejść do tego na luzie. Stwierdzić, że mam ochotę się zabawić w taki sposób, bo jakby nie było, sam udział w wyborach, abstrahując od przygotowań, tremy, zastrzyków adrenaliny, w czasie imprezy w Poznaniu to mega frajda! Fakt, nie wszyscy, tego rodzaju zabawy lubią, ale dla mnie to akurat ten rodzaj stymulacji, który mi się podoba.
Czy Twoi znajomi z różnych środowisk, nie tylko ze środowiska związanego z LGBT wiedzieli, że startujesz?
Ludzie w pracy wiedzieli, że startuję! (śmiech).
A jakie były ich reakcje?
Różne. Oczywiście starałem się mówić o tym osobom, które wiedzą o moim homoseksualizmie i nie mają z tym problemu. Z drugiej strony, kiedy dowiedzieli się o takich wyborach, to już zaczynały mieć z tym problem (śmiech). Bo jednak miśki nie są ogólnie, przez społeczeństwo, pojętym wyznacznikiem atrakcyjności fizycznej.
I właśnie o to chodzi. W jaki sposób Twoi znajomi reagowali na to, że są w Polsce wybory Mr. Bear, czyli coś, co nie kojarzy się z utrwalonym wizerunkiem geja.
Myślę, że szeroko pojętemu wizerunkowi geja, przez to jak wyglądam, jak się zachowuję, ja sam się przeciwstawiam. Więc moi znajomi byli już na tyle przygotowani, że serce im nie stanęło. Jednak było to dla nich zaskoczenie. Oczywiście był śmiech czy bardzo niewybredne żarty, których na szczęście już nie pamiętam, aczkolwiek sam się z nich porządnie uśmiałem. Ja nie miałem problemu z tym, że startuję w wyborach. W związku z czym, zawiesiłem post na swoim profilu na facebooku, że startuję z informację, w jaki sposób można na mnie głosować.
Dochodzimy do pierwszego pytania internautów „Ile przygotowywał się do wyborów i kto robił strój?”
Przygotowywałem się, od momentu jak dostałem pierwszego maila od organizatorów wyborów, z informacją, że się zakwalifikowałem i wytycznymi jak wybory będą przebiegały. Ważne, bo to była pierwsza tego typu impreza, w której brałem udział. Więc rzuciłem się na głęboką wodę. Nie byłem wcześniej w Poznaniu. Nie widziałem jak to wygląda. Słyszałem tylko opowieści, widziałem relacje fotograficzne, ale nie wiedziałem dokładnie czego się spodziewać. Wracając do pytania. Od momentu, kiedy dostałem maila z wytycznymi zacząłem się przygotowywać, więc były to chyba dwa miesiące ciężkiej pracy (śmiech).
Od chwili pytania o przygotowania do wyborów uśmiech nie znika z twarzy Amćka. Śmieje się głośno, jowialnie, charakterystycznie mrużąc przy tym oczy. Ciężko się skupić i śledzić jego wypowiedź. Ciężko się nie uśmiechnąć w rewanżu. Siedzi wygodnie, wyprostowany, czasami odchyla się do tyłu na oparcie, patrzy prosto w oczy.
Kto robił strój super-misia? Nie ukrywam, że ogromny wkład w wykonanie tego stroju, miał Łukasz, mój partner, bo to on uszył flagę misiowa, która stała się moją peleryną. Dodatkowo zakładając na siebie damski kostium kąpielowy nie byłem w stanie z niego wyciąć otworu, który prezentował moje „wdzięki”. Tutaj też Łukasz musiał wykazać się nie lada gracją i zdolnościami manualnymi. Maskę też przygotowywał Łukasz. Natomiast cała reszta, wraz z choreografią, była pracą wspólną i ścieraniem się naszych trochę odmiennych koncepcji.
Co myślisz o samym pomyśle przeniesienia konkursu Mr. Bear do Polski?
Myślę, że to fajny pomysł. Gdybym tak nie uważał, to bym nie brał w tym udziału. Z drugiej strony, jestem wkurzony na polskie miśki, że nie maja jaj, żeby się zgłosić do wyborów i po prostu dobrze się bawić. Rozumiem, że nie każdego taki rodzaj zabawy interesuje, nie każdy też może sobie pozwolić na tego typu wyluzowanie się. Ale przecież chodzi o dobrą zabawę. Można nawet z siebie czasem zrobić „głupka”, co spowoduje, że na twarzach innych pojawi się uśmiech. Wydaje mi się, że akurat w tym kontekście świetnie sobie poradziłem.
Jak oceniasz swoich tegorocznych konkurentów?
Bardzo trudne pytanie. Chociażby z racji tego, że każdy był zupełnie innym typem charakteru i osobowości, abstrahując od fizyczności, bo tego nie sposób ocenić w obiektywny sposób. Każdy ma swój upatrzony typ miśka i coś, co powoduje, że serce szybciej zabije. Najbardziej obiektywnie mogę spojrzeć wyłącznie w kontekście przygotowania się do samego występu. Nie będę robił personalnych wycieczek, ale części z Panów brakowało troszkę luzu. Natomiast część, która nie sprawiała takiego wrażenia na początku, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła w trakcie trwania imprezy i naprawdę pokazała, że potrafią mieć dystans do siebie i do sytuacji, do której, jakby nie było, sami się zgłosili.
Czy na scenie towarzyszył Ci stres?
Tak, towarzyszył mi stres. Był związany z tym, że na scenie byli inni konkurenci, że poza sceną byli inni konkurenci, na różnych etapach tego konkursu. Oczywiście stresowała mnie publiczność. Mimo tego, że staram się mieć dystans do siebie, to jednak jest to wystąpienie publiczne, scena, na której trzeba się zaprezentować i z tym zawsze wiąże się trema.
W sumie stres, adrenalina, towarzyszyły mi od kliknięcia wyślij przy zgłoszeniu, z różnym natężeniem. Natomiast to jest to ‘coś’, co mi się podoba i mi odpowiada. Ten typ emocji. Ten typ adrenaliny. To jest niesamowity kop, który daje mi ogromną frajdę.
Co czułeś prezentując się, po raz pierwszy przed taką, typowo męską, misiolubną publicznością?
Przede wszystkim wiedziałem, na co mogę sobie pozwolić. To było jasno i obrazowo opisane w mailu z wytycznymi. Z drugiej strony, pierwszy raz zdarzyło mi się, być w sytuacji prezentowania swoich wątpliwych (śmiech) wdzięków publiczności. No i nie oszukujmy się, wiedziałem do jakiego konkursu się zgłaszam, jakiego typu będzie publiczność i czego będzie oczekiwać. Starałem się przede wszystkim, aby to było smaczne. Mimo tego jak bardzo głupio na pewnym etapie mojego występu się czułem, starałem się dobrze bawić.
Mam skromne doświadczenie sceniczne, ale wiem, że po jakimś czasie ten stres mija i faktycznie zaczynasz odczuwać frajdę z tego, co robisz. Później przychodzi spotkanie z głośnikiem (śmiech) i znowu nie jest tak fajnie, no ale takie jest życie.
W jaki sposób odbierałeś reakcję publiczności na Twoje prezentacje?
Szczerze mówiąc to nie ogarniam tego, jaka była ich reakcja. Słyszałem muzykę i krzyki publiczności, ale nie wiem czy im się podobało czy nie. Spotkało mnie jednak bardzo pozytywne przyjęcie. Nie wiem czy któremukolwiek spośród kandydatów, w tym czy w ubiegłych latach się zdarzyło, że ktoś powiedział im coś niemiłego. Mnie się to nie zdarzyło. Nikt mi nie powiedział, że zaprezentowałem się źle, czy że jestem w nieodpowiednim miejscu, bo nie pasuje do wizerunku misia. Także jestem bardzo pozytywnie naładowany energią po przyjęciu publiczności.
Teraz pytanie od Internautów. „Śpisz w ubraniu czy nie?”
To zależy, głównie od pory roku. Zdarza się, że sypiam nago, zdarza się, że sypiam w długiej pidżamie z rękawami i nogawkami czy też w szortach i w podkoszulku.
Wygrałeś tytuł vice Mr. Bear Poland 2015. To dla Ciebie sukces czy porażka?
W śmiech Amćka wdaje się nerwowość. Przez chwilę milczy patrząc znowu w próżnię ponad blatem. Na twarzy malują mu się różne emocje. Kiedy zaczyna mówić, mówi spokojnie. Słychać, że tonuje swoją wypowiedź.
Na dwoje babka wróżyła. Jestem osobą ambitną. Wydaje mi się, że nie przesadnie. Jeżeli coś robię, czegoś się podejmuję, to staram się robić to jak najlepiej. Jeżeli przygotowuję jakiś projekt, to staram się dołożyć wszelkich starań, żeby był bez skazy, bez błędu. Więc jeżeli biorę udział w jakimś konkursie, no to, nie oszukujmy się, po to żeby wygrać. W taki sposób się przygotowywałem do wyborów i to chciałem osiągnąć. Więc uważam się troszkę za przegranego, z racji tego, że nie zdobyłem głównego tytułu. Natomiast z drugiej strony, jest to ogromne osiągnięcie dla faceta, który rzucił kilka kąśliwych uwag na forum w Internecie, wrzucił kilka zdjęć przed zgłoszeniem się do wyborów na facebooku i nie był szeroko nikomu znany w środowisku misiowym.
Kolejne pytanie od internautów „Czy przespałeś się, z którymś z członków z jury i kto to był”?
Ze wszystkimi, imion nie pamiętam! (śmiech).
Dziękuję za rzetelną odpowiedź (śmiech). Czy coś się zmieniło u Ciebie po wyborach?
Pojawiła się masa zaproszeń od ludzi na facebooku, szczególnie z grupy Bears Of Poland, ale też spoza. Poza tym dostałem w posiadanie szarfę na cały rok. Gdzieś tam w tyle głowy pojawia się lampka, że zbliża się misiowa impreza i zgodnie z regulaminem powinienem przynajmniej rozważyć wzięcie w niej udziału. Przez to mój kalendarz dodatkowo zapełnił się misiowymi spotkaniami, które muszę brać pod uwagę. Dodatkowo wzrosła moja popularność, ale też poznałem masę ciekawych, sympatycznych ludzi. Przekonałem się do tego, że warto coś w środowisku misiowym robić, że warto zmienić, podejście do subkultury miśkowej przede wszystkim nas samych.
Wspomniałeś, że wypełnia się Twój kalendarz imprez też imprezami miśkowymi. Stowarzyszenie Bears Of Poland zaplanowało spotkanie niebawem w Krakowie 20-22 marca. Jak rozumiem można liczyć na Twoją obecność?
Tak będę tam obecny. Mało tego poczułem swego rodzaju odpowiedzialność. Po pierwsze, jako zdobywca tytułu vice Mr. Bear Poland 2015. Po drugie, jako honorowy członek Stowarzyszenia przez ten rok. A po trzecie, jako mieszkaniec Krakowa od kilkunastu lat. Chcę dołożyć starań, aby spotkanie w Krakowie było dobrze zorganizowane. I korzystając z okazji, serdecznie wszystkich zapraszam w marcu do Krakowa.
Między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem odbyło się w Krakowie nieformalne spotkanie sympatyków społeczności bears. Do tej pory w Krakowie odbywały się spotkania w plenerze przy grillu. Tym razem pierwszy raz spotkanie miało miejsce w sezonie zimowym. Jak odbierasz takie mini-eventy, które integrują ludzi w danym regionie.
Na początek bardzo chciałem podziękować Konradowi, który zorganizował je zupełnie nieoficjalnie i w błyskawicznym tempie. Oczywiście kierował się tym, co udało mu się osiągnąć w Trójmieście. A sam uważam, że jest to świetna inicjatywa. Przyznam, że poszedłem tam głównie z tego powodu, że piastuję ten chwalebny urząd przez najbliższy rok. Niemniej jednak bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie frekwencja. Pojawiło się naprawdę masę ludzi nawet spoza Krakowa, co bardzo cieszy. Spotkałem się z ludźmi, którzy gratulowali mi zdobycia tytułu. Było to bardzo miłe doświadczenie, że nasza społeczność potrafi spotkać się tylko i wyłącznie po to, żeby spędzić wspólnie ze sobą czas, bez podtekstów seksualnych, bez uciech cielesnych i cieszyć się sobą (śmiech).
Przed świętami w zeszłym roku, pojawił się kalendarz z Tobą i Marcinem, czyli zwycięzcą wyborów Mr. Bear Poland 2015. Kolejne pytanie internauty wiąże się właśnie z tym wydarzeniem. „Co skłoniło Ciebie do zrobienia tak odważnych zdjęć w kalendarzu?”
Odważnych?
Amciek ponownie zamiera. Bawi się nerwowo paragonem. Piwo niemal nietknięte stoi na stole. Dużo mówi, nie ma czasu na picie. A może nie chce pić za dużo? Kiedy mówi o zdjęciach wyczuwa się lekkie zawstydzenie, nawet, jeżeli próbuje je ukryć pod śmiechem. Dodaje to mojemu rozmówcy swoistego uroku.
Spodobał mi się pomysł kalendarza w ogóle, o czym też rozmawiałem z Zarządem Stowarzyszenia i z osobami zaangażowanymi w tą inicjatywę. Bardzo byłem ciekaw, czemu ma służyć taki kalendarz? Co ma się stać z nim później? No i finalnie, na co zostaną przeznaczone środki z jego sprzedaży. Po pierwsze czy te zdjęcia są odważne?
Na przykład grudzień?
Grudzień wydaje mi się, najmniej odważny. W moim wykonaniu bardziej odważny jest czerwiec, bo tam widać mnie więcej (śmiech). Może niektórzy uważają grudzień za bardziej odważny, mają do tego prawo. Grudzień był przede wszystkim pomysłem z jajem, dla zabawy i tak powinien być odbierany. Nie w aspekcie estetycznym tylko humorystycznym.
Czy zdjęcia były odważne? Oczywiście były odważne. Ja osobiście nie mam problemów z nagością. Co mnie skłoniło do zrobienia takich zdjęć? Nic specjalnego. Sam nie wiem, mam chyba w sobie jakiś pierwiastek ekshibicjonisty. Gdyby tak nie było to bym się nie zgłosił do wyborów. Z drugiej strony, środki ze sprzedaży tego kalendarza mają wyznaczony cel, więc chciałem przyciągnąć uwagę potencjalnych klientów i sprawić, aby jednak warto było kupić ten kalendarz. Czy mi się udało? To już pozostawiam odbiorcom do oceny.
Twoi znajomi, przyjaciele, koledzy z pracy widzieli kalendarz bądź wiedzieli, że byłeś modelem w sesji zdjęciowej o zabarwieniu erotycznym?
Kalendarz wisi u mnie w mieszkaniu, więc wszyscy, którzy do nas przychodzą mają okazję go „podziwiać” (śmiech). Na swoim profilu wstawiłem też link do strony, na której były informacje gdzie można go nabyć. Pokazałem zdjęcia z sesji do kalendarza moim dobrym znajomym z pracy. Reakcje były różne, jak się można spodziewać, tak samo jak zdjęcia, które są różne.
Jak sam odbierasz swoje własne zdjęcia w kalendarzu?
Ciężko odbierać same zdjęcia jako takie, bo jest to efekt pracy grupy ludzi. Sam udział w sesji był ciekawym doświadczeniem z punktu widzenia „modela”. Nie było tak jakbym się tego spodziewał. To, co widać w kalendarzu, to pojedyncze zdjęcia z każdej stylizacji. A tych zdjęć naprawdę było masę. I naprawdę to jest ciężka praca. Zarówno dla „modela”, jak i dla fotografa czy ekipy asystującej. Podczas sesji na pewno był stres. Były emocje. Było zmęczenie. Był pot i łzy (śmiech).
Wydaje mi się, że stylizacje były przemyślane i odpowiednio dobrane do mnie i Marcina a potem do miesiąca. Więc podsumowując, zdjęcia wybrane do kalendarza mi się podobają, tak samo jak efekt końcowy.
Czy po wyborach, po spotkaniach, teraz po edycji kalendarza, cieszysz się dużym zainteresowaniem. Różni ludzie, których znasz bądź nie, zagadują do Ciebie, piszą, chcą się umówić?
Chyba z czasem to już ucichło. Zaraz po wyborach było tych propozycji więcej. Jedną pamiętam znakomicie. Po ogłoszeniu wyników, podszedł do mnie pewien przesympatyczny jegomość i szepnął mi do ucha, że w ramach nagrody pocieszenia wykona na mnie seks oralny (śmiech). Tak, to było bardzo urocze.
Skorzystałeś?
Niestety nie skorzystałem, ponieważ byłem zbyt zajęty spłacaniem długów jury wyborów (śmiech).
Jak reagował wtedy i jak reaguje na to teraz Twój partner?
Decyzję o wystartowaniu w wyborach podjęliśmy wspólnie, ponieważ z nim konsultowałem ten fakt. Więc przez kilka miesięcy miał czas, żeby się przygotować na taką ewentualność. I myślę, że podchodzi do tego dosyć zdroworozsądkowo. Na tyle darzymy się zaufaniem, że poradził sobie z tą popularnością, która na mnie spłynęła.
Nie był lub nie jest zazdrosny?
Oczywiście, że był. Oczywiście, że jest i podejrzewam, że jeszcze będzie długo zazdrosny i oby. Bo chociażby cytując Violettę Villas „Nie ma miłości bez zazdrości”.
Podsumowując trochę nasz wywiad, powiedziałeś, że w misiowym towarzystwie znalazłeś się po raz pierwszy na VI Wyborach Mr. Bear Poland. Był to Twój swoisty coming out w środowisku bears. Z tej perspektywy jak oceniasz środowisko misiowe w Polsce?
Amciek nabiera głęboko powietrza, po czym wypuszcza je z cichym przekleństwem. Kolejne trudne pytanie przed nim. Wraca do wyważonego tonu i wzroku wbitego gdzieś w przestrzeń nad blatem stołu.
Bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Muszę się przyznać, że nie odrobiłem pracy domowej i nie prześledziłem historii ruchu bears w Polsce. Kiedy to się zaczęło, jak, kto, z kim i po co? Natomiast obecnie, z perspektywy czasu, wydaje mi się, że z jednej strony za bardzo próbujemy dogonić Zachód. Za bardzo próbujemy nadrobić te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, w ciągu, których te środowiska już tam działają. My próbujemy pewne rzeczy zrobić szybciej, niekoniecznie z dobrym efektem. Z drugiej strony bardzo, często siedzi to gdzieś głęboko w nas samych, problem żeby jednak zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Wydaje mi się, że bardzo wielu z nas, nadal boryka się z ideałem Adonisa, tego z okładek czasopism czy reklam bielizny. Zmagamy się z wizerunkiem, do którego zupełnie nie przystajemy. I tu zostawiam pole do zastanowienia się, czy powinniśmy pasować? Czy chcemy do niego aspirować i czy chcemy się do niego porównywać? Bo jeśli tak będzie, to zawsze będziemy na straconej pozycji. Zawsze będziemy w jakiś sposób ułomni, a tak naprawdę wydaje mi się, że lepszym punktem odniesienia jest to, co mamy w środku. To co myślimy, co czujemy, jakie mamy poglądy, a nie to jak wyglądamy. I jeśli jest jakiś wspólny czynnik, który nas łączy, to zróbmy z tego atut, a nie starajmy się po prostu wybierać mniejszego zła.
Czyli mówisz ogólnie o szeroko pojętej akceptacji samego siebie?
Tak, o szeroko pojętej akceptacji samego siebie i szeroko pojętej akceptacji samego społeczeństwa, z całą jego różnorodnością, z całym jego dobrodziejstwem inwentarza. Bo można naprawdę bardzo długo rozmawiać na temat tego, że geje są najbardziej nietolerancyjną grupą społeczną. A jak to jest w środowisku miśkowym oceńmy już sobie sami.
Podczas wywiadu zarejestrowano 113 minut i 41 sekund nagrania, co przełożyło się na 31 stron stenogramu. Zwrot „to się wytnie” pojawił się 15 razy. Żadne zwierzę futerkowe nie ucierpiało podczas tworzenia tego wywiadu.